
Być może patrząc na tytuł tego posta, zastanawiacie się czy nie pisałam go po wypiciu kilku belgijskich piw. Spokojnie – to było kilka dni temu, a dzisiaj opowiem Wam o tej piwnej przygodzie.
Pod koniec XVIII wieku w Dendermonde (pomiędzy Gandawą a Antwerpią) funkcjonował zajazd De Hoorn, którego właścicielem był piwowar – Pauwel Kwak. Stangretom nie można było opuszczać swojego wozu, aby wejść do zajazdu i wypić piwo.
Z myślą o nich Kwak wynalazł wydłużoną szklankę z wypukłym dnem, którą umieszczało się w specjalnym drewnianym uchwycie. Taki uchwyt przymocowany był to wozu, aby stangret nie musiał się martwić, że rozleje napój. Dziś w Belgii nie trudno znaleźć piwo o nazwie Kwak, które produkuje się ku pamięci twórcy szklanki – klepsydry. Nie wynalazł go jednak sam Pauwel.




Większość klientów pubu siedzi więc w wesołości z jedną bosą stopą. Ciekawe ile osób ma problem założyć swojego buta znowu na nogę po wypiciu 1.2 litra 7.5 – procentowego piwa. Swoją drogą, że też parę wieków temu nikt nie karcił stangretów za powożenie pod wpływem. To musiały być ciekawe czasy…
No dobra! Tylko wyjaśnijmy sobie jeszcze o co chodzi z Szaloną Małgośką. Wierzcie mi lub nie, ale tak właśnie po polsku przetłumaczymy nazwę pubu – De Dulle Griet. Szalona Małgośka to burgundzka bombarda, jedna z największych w historii. To wielkie działo stoi sobie przy rynku w Gandawie, ale postanowiono oszklić jego otwory, bo zdarzało się, że nocą przysypiało się w środku studentom upojonym w pubie….
Jeśli nie – w te pędy do pięknej Gandawy!

No to zdrówko !
Heh, takie czasy, że jeździli pod wpływem. 😉